Wielki balon, napompowany przez ostatnie miesiące pękł z hukiem w sobotę, chwilę przed 21:00 wieczorem. Szczerze mówiąc, to zamiast słowa "pękł" bardzie pasuje słowo zaczynające się od liter "rozp.".
Od  ponad 100 dni opinia publiczna, prasa, kibice i sam klub pompował  balonik zwany "Arka Gdynia". Fantastyczne warunki treningowe, które co  roku funduje sobie nasz zespół w krajach, gdzie świeci słońce podczas  naszych polskich mrozów, dają za każdym razem nadzieję, że po powrocie  zawodnicy żółto-niebieskiego klubu prezentować się będą lepiej. Relacje  telewizyjne, wywiady z terenów "ciepłych krajów", nietypowe transfery  zawodników zagranicznych powodowały, że każdy z nas co raz bardziej  wierzył, że Arka po zimie przebudzi się ze snu i ruszy do rywalizacji o  spokojny byt w ekstraklasie. Do tego wypowiedzi trenerów, zawodników  potęgowały głód zwycięstwa wśród kibiców.
W sobotę bojowy nastrój  widać było od samego rana na ulicach miasta i na forum Internetowym.  Analizy kto ma lepsze skrzydło, kto ma braki w obronie, jak szybka jest  ofensywa niebieskich a jak dobra i solidna nasza obrona. Wszystko było  proste i piękne do pierwszego gwizdka. A nawet mam wrażenie, że już  kilka sekund wcześniej byliśmy lekko w tyle.
 Pamiętam jeszcze  czasy, gdy zawodnicy wybiegali na boisko po to, aby walczyć. Stanowili  zespół który był jednością przed meczem, w trakcie i po nim. Nie  zależnie od wyniku, niezależnie od tego co się działo – nasi gracze  stanowili swoisty monolit. W sobotę, miałem okazję zwrócić uwagę (nie  pierwszy raz od kilku lat), że mobilizacja przed pierwszym gwizdkiem  wygląda u nas dość dziwnie. Niby zawodnicy stoją w grupie, niby jest  jakiś okrzyk ale jakoś jest on taki... "niedorobiony". Może to drobiazg,  może uważacie, że jest to kompletnie niepotrzebna sprawa, ale patrząc  na zespół przeciwnika, który koncentrował się w kółeczku było mi po  prostu przykro.
Pamiętam jeszcze  czasy, gdy zawodnicy wybiegali na boisko po to, aby walczyć. Stanowili  zespół który był jednością przed meczem, w trakcie i po nim. Nie  zależnie od wyniku, niezależnie od tego co się działo – nasi gracze  stanowili swoisty monolit. W sobotę, miałem okazję zwrócić uwagę (nie  pierwszy raz od kilku lat), że mobilizacja przed pierwszym gwizdkiem  wygląda u nas dość dziwnie. Niby zawodnicy stoją w grupie, niby jest  jakiś okrzyk ale jakoś jest on taki... "niedorobiony". Może to drobiazg,  może uważacie, że jest to kompletnie niepotrzebna sprawa, ale patrząc  na zespół przeciwnika, który koncentrował się w kółeczku było mi po  prostu przykro.
Pierwsze minuty spotkania nie zapowiadały  pogromu, jaki mieliśmy okazję oglądać. Akcja za akcję, badanie  przeciwnika i kilka ciekawych zagrań z obu stron. Nadzieja żyła. Jednak  już po 12 minutach obraz gry troszkę się zmienił. Szybka akcja Ruchu,  długie podanie ze swojej połowy i już piłka w okolicach naszego pola  karnego. Potem długie dośrodkowanie którego wysokość określiłbym na  przynajmniej 4 piętro bloku i piłka zamiast na głowie naszego obrońcy  (który pięknie ją obserwował) trafia na nogę napastnika drużyny  przeciwnej. Silny strzał, odbita piłka i dobitka. Przegrywamy jeden do  zera. Ciekawi mnie dlaczego nasi obrońcy w tej akcji biegali po polu  karnym ale żaden z nich nie zbliżył się nawet do przeciwnika?
Druga  bramka to efekt podobnej akcji w drugiej połowie spotkania. Znów  uderzenie z daleka, odbita piłka przez bramkarza i dobitka. Tylko  Siebert był blisko napastnika, ale jego interwencja to ani wślizg, ani  kucnięcie.
Trzecia bramka nie miała już większego znaczenia,  jednak w okolicach piłki znajdowali się Szmatiuk i Kowalski. Ten  pierwszy został ograny i został w tyle. Ten drugi biegł po prostu obok  napastnika Ruchu i starał się go chociaż złapać ręką.
Efektowny  wynik 3:0 moim zdaniem jest w połowie zasługą przeciwnika, ale w połowie  naszą. W/g nieoficjalnych statystyk strzałów na bramkę w tym meczu  oddaliśmy około 10 (Ruch oddał ich 15). Ale jest mały problem. Nasze  strzały albo leciały wysoko, wysoko w powietrze, albo były oddane w tak  anemiczny sposób, że bramkarz nie miał z ich wyłapaniem problemu. Tego  typu problem widzę na naszych spotkaniach już od kilku sezonów. Wszystko  ładnie rozgrywane jest na naszej połowie, ale im bliżej z piłką do  bramki przeciwnika tym gorzej. Nie można mieć większych zastrzeżeń do  jakości podań (o których za chwilę), ale w naszym zespole brakuje osób  odważnych na tyle, aby oddać strzał. Zastanawiam się dlaczego  przeciwnicy potrafią strzelać odważnie, z daleka i celnie, a u nas  takich strzałów po prostu nie ma? Bardzo dawno temu miałem okazję  usłyszeć mądre słowa jednego z trenerów piłki nożnej. Powiedział, że  bramkarzowi drużyny przeciwnej trzeba dać szansę się pomylić. Jeżeli nie  będziemy strzelać w kierunku bramki to piłka sama do niej nie wpadnie.
A  wracając do meczu – sztuczna murawa to temat bardzo popularny przez  ostatnie dni. Tyle się mówiło, że Arka ma przewagę swojego boiska bo  może tu trenować, grała tu sparing. Mówiło się, że to przeciwnicy będą  tutaj mieli problem z rozgrywaniem piłki. Jakoś w sobotę przez 90 minut  nie udało mi się zauważyć u żółto-niebieskich tej przewagi. Nasze  podania mimo - że murawa jest płaska i równa jak stół – leciały jak  balony wysoko nad ziemią. Kilka podań po ziemi kończyło się  najczęściej  stratą lub wysłaniem piłki na aut. I znów porównując nas do przeciwnika  to właśnie oni lepiej prezentowali się na naszym Narodowym Stadionie  Rugby.
Dodatkową atrakcją sobotniego spotkania był fakt, iż nasz  ulubiony związek, nazywany popularnie Polskim Związkiem Piłki Nożnej,  działając w myśl idei "Piłka nożna dla kibiców" postanowił zakazać  naszym fanom oglądania meczu. Jednak wiadome było, że pewna grupa  kibiców i tak pojawi się pod bramą stadionu. Nie po to, aby tą bramę  forsować, ale po to aby pod stadionem dać wyraz swojej dezaprobaty do  zaistaniałej sytuacji oraz po to, aby pokazać ze jesteśmy z klubem na  dobre i na złe. Efekt? Przez pierwsze 30 minut naprawdę przyzwoity.  Odebrałem nawet kilka informacji, że w telewizji słychać nas tak, jakby  mecz odbywał się z kibicami na trybunie. Jednak im później i zimniej tym  gorzej z dopingiem. Możliwe, że było to spowodowane wynikiem na boisku,  jednak czuję pewien niedosyt.
Mam jeden wniosek na koniec. Do trenera, do zawodników, do osób odpowiedzialnych za sposób gry: pozwólmy... Nie – zmuśmy naszych graczy do tego, aby oddawali strzały w kierunku bramki. Poświęćmy na to jeden dzień treningowy, oddajmy do dyspozycji graczy nawet 100 piłek. Niech strzelają i ustawiają celowniki.
Arka Gdynia – Ruch Chorzów 0:3 (0:1) 
Bramki: Sobiech 12, Zając 51, Piech 90 
Arka: Bledzewski - Kowalski, Szmatiuk, Siebert, Bednarek - Lubenow (79' Labukas), Budziński, Ława, Bożok – Trytko (69' Sakalijew), Tshibamba
Ruch: Pilarz - Grzyb, Grodzicki, Sadlok, Nykiel, Zając - Baran, Pulkowski (79' Piech), Janoszka - Sobiech (74' Scherfchen), Niedzielan (90' Stefański) 
Żółte kartki: Bożok - Grodzicki, Janoszka.
Widzów: mecz bez udziału publiczności
Dariusz Pasieka:
Rzadko zdarza mi się abym zgadzał się z trenerem drużyny przeciwnej. Zgodnie ze słowami trenera Fornalika pierwsza połowa zadecydowała. Było 4-5 akcji po których winniśmy byli strzelić bramki. Zamiast tego rozgrzaliśmy bramkarza gości, jedna sytuacja i 1:0 dla Ruchu. Przy dwóch pierwszych bramkach zabrakło asekuracji, Andrzej Bledzewski odbił piłkę do której dobiegł zawodnik Ruchu pokazując nam co to znaczy skuteczność. Nam tej skuteczności zabrakło i dlatego przegraliśmy ten mecz. Chłopacy zagrali dobry mecz i nie mam im nic do zarzucenia. Pod koniec meczu zostaliśmy ukarania trzecią bramką, ale moim zdaniem nasza gra nie odzwierciedla wyniku spotkania, bo zagraliśmy lepszą piłkę niż w zeszłej rundzie. Musimy dalej walczyć i wygrywać z następnymi drużynami, zdobywać punkty. Po dzisiejszym meczu widać, że nie będzie nam łatwo. Gratulacje dla trenera Fornalika.
Oceniając po raz kolejny rodzaj nawierzchni trener wyraził nadzieję, że wierzy iż słowa trenera Fornalika dotyczące ewentualnych trudności Arki, nie będą prorocze i zdecydowanie stwierdził, że przyczyną dzisiejszej porażki na pewno nie było boisko lecz wyłącznie skuteczniejsza gra Ruchu.
Waldemar Fornalik:
Przede wszystkim musimy być zadowoleni z wyniki 3:0 na wyjeździe, świetna sprawa. W pierwszej połowie gra nie wyglądała tak różowo jak wynik końcowy, Arka miała swoje sytuacje do zdobycia bramki, ale byliśmy skuteczniejsi i to na pewno zadecydowało. W drugiej połowie meczu nasza gra wyglądała lepiej, druga bramka pozwoliła . Satysfakcją dla mnie jest trzecia bramka, bramka debiutującego - Arkadiusza Piecha. Osobiście brakowało mi na meczu kibiców. Będę powtarzał, że kara dla klubu powinna być inna niż zakaz wstępu kibiców na stadion. Gra bez kibiców jest nieprzyjemna nie tylko dla zawodników, ale i samych zainteresowanych. Inauguracja w naszym wykonaniu jest dobra i chcemy utrzymać tą dyspozycję w następnych meczach.
 
             
                     
  
   
   
                     
                     
                     
                     
                     
                     
                     
                     
                     
         
             
       
       
       
       
       
                             
                             
                             
                             
                             
                             
                             
                             
                             
                             
                             
                            